usta.<br>- Najlepsze, co jadłem w Indiach - powiedział z głębokim przekonaniem, myjąc dłonie w strudze wody, wyciekającej z dziurawego skórzanego wora.<br>Starzec nie przyjął zapłaty, dołożył im jeszcze dwa kawony na drogę. Kiedy jednak w godzinę później znużeni jazdą napoczęli nową kulę, już im tak nie smakowała. Kawon mdło ciepły, nadgotowany zsiadającym się skwarem, budził obrzydzenie, nawet sok podkisł, czuli jakby smak wytłoków i fermentu.<br>Niebo przypadło do ziemi, zorze gasły, fiolety ociężałe jak mieczem przeszył daleki blask zachodu. Ziemia ziała jeszcze żarem dnia. Jechał nie zapalając reflektorów. Na horyzoncie dopalało się słońce i choć tryskało długimi pękami promieni, podobnymi do rozpaczliwego