nami, a potem zostawały naraz w tyle, przyłączały się do koleżanek i chichotały,<br>i nam, upokorzonym, zdawało się, że kryje się za tym lekceważenie i wzgarda, tak jak w tym jednym słowie: dzieciaki, więc nie przestawał w nas naszeptywać sprośny chochlik, zachęcając, abyśmy nie przestawali podejmować prób, coraz śmielszych i zuchwalszych, a gdy one zawodziły, rano, budząc się z bezwstydnych, wyuzdanych snów, stawaliśmy przy oknie na pierwszym piętrze i pod adresem Bogu ducha winnych kobiet, stojących w kolejce do przyjmującego naprzeciwko lekarza, rzucaliśmy, ukryci za firankami, plugawe słowa, których zdążyliśmy się już tu nauczyć, i powtarzaliśmy je z upodobaniem, rozzłoszczeni na