lękliwie porównywała ze swoją powierzchownością urodę koleżanek, obrazy, charakterystyki książkowych heroin. To wszystko było tak nieuchwytne, wieloznaczne: cudze rysy, wiersze, własna twarz... Róża męczyła się, miotana z fali na falę od pychy, od samouwielbienia do kompletnej rozpaczy. <br>I tak: Roza Weneda Andriollego - czarnooka, bardzo do Róży podobna, tylko starsza (nos zupełnie taki sam) uchodziła za piękność w Warszawie. Ale komuż się podobała? Słowackiemu, Andriollemu, ciotce Ludwice, panu Czarnockiemu z Kujaw i sztubakom z I gimnazjum. Ale Michałowi? Tego nie można było wiedzieć, czy Michałowi podobała się Roza Weneda. Kiedyś znowu Kostek Relejewski. rudy, dumny, chociaż oberwany, na lekcji harmonii przysłał karteczkę