w ślepym zaułku. - Musimy zawrócić i przejść przez cmentarzysko. Szybko, Reinmarze. Raz, dwa. <br>- Poczekaj - Reynevan schylił się, rozejrzał, szukając ziół. - Jest inny sposób... <br>- Teraz? - przerwał ostro Szarlej. - Dopiero teraz? Teraz nie ma czasu! <br>Nad lasem przeleciała z gwizdem następna czerepia kometa i Reynevan natychmiast zgodził się z demerytem. Poszli przez zwałowisko kości. Koń chrapał, szarpał łbem, płoszył się, Reynevan ciągnął go za wodze z najwyższym trudem. Zapach dymu stał się silniejszy. Dawało się już w nim wyczuwać zioła. I coś jeszcze, coś nieuchwytnego, mdlącego. Przerażającego. <br>A potem zobaczyli ognisko. <br>Ognisko dymiło opodal wykrotu, pod ogromnym zwalonym pniem. Na ogniu stał, buchając