Zabrakło mu szczęścia. Złodziei, po naznaczeniu, zazwyczaj wypuszczano. On trafił do lochu akurat wtedy, gdy Gwardia zbliżyła się do Dabory.<br>Pierwsze szeregi Szerszeni weszły na most. Był szeroki, mogły się na nim minąć i dwa wozy - lecz gwardziści zaczęli przegrupowanie, szli już nie szóstkami, a parami, ani na chwilę nie zwalniając tempa.<br>Dłonie Przewodnika biły w bęben tak szybko, że nie słyszeli już pojedynczych uderzeń, tylko łoskot, gęstniejący, tężejący, wznoszący się ponad tupot ich butów.<br>Szli.<br>Ciało mężczyzny leżało coraz bliżej.<br>Szli.<br>Pierwszy wojownik był już o pięć kroków od złodzieja. Cztery.<br>Szli.<br>Krzyknął tylko raz.<br>Nogi podnosiły się szybko i