i jakoś z sobą możliwie.<br>- Czy to nie ładne? - pytała Madzia i wtykała do ręki wszystko, co przechodząc podniosła albo zerwała. Jakiś kwiatek niebieski, ponoć zdziwiony. Bazie długie, zupełnie jak gąsienice, brunatne, gdzieniegdzie skrwawione - pełno ich było pod topolą przydrożną. Nierozkwitłe, czarne jeszcze, zwęglone, zda się, kiście bzu rosnącego tu zwarcie i ciągło do samego końca działki werkfirera Mussa. Do niego właśnie nawiązując Tomczewski gadał, że Walek mussuje.<br>Myśl o bracie była nieproszona i wstrętna. Szczęsny wprędce ją zgubił podążając za Madzią, uciszany rytmem jej kroków a ten miała ona jak żadna. Niewiele co prawda chodziło się pod rękę, przecież się