Ale kiedy taksówka na rogu corsa Wiktora Emanuela i Pałacu Kancelarii przebiła się przez ostatni zator samochodów, nagle poszczególne elementy mojej wizyty u księdza de Vos zbiły się w całość. Chyba nie mogłem się łudzić co do tego, że przyjął mnie u siebie na górze, by mi osłodzić pigułkę, i zwekslował na urzędowe tory Rory, kiedy zrozumiał, że grunt sprawy jest grząski. To wszystko było dla mnie jasne. Jasne jak dzień. Ogarnęło mnie poczucie beznadziejności. Ale o tym, żeby nie pójść do monsignora Rigaud, przez chwilę nie pomyślałem. Nie wiadomo, co to jest, ale jak się zaprzęgnąć do czegoś, nawet jeżeli