bo mi natychmiast otwarła. "Proszę wejść..." - i jakby chodziło o straszną tajemnicę, prowadzi mnie dyskretnie do balkonowego pokoju. Może chciała uniknąć mego spotkania z radykalniejszym ojcem... W każdym razie główny pokój (living), w którym mieszkają małżonkowie, nie wchodził w grę. Mały Łukasz krążył po korytarzu, przypominał nie do końca oswojone zwierzątko. Pomyślałem, że Adaś umarł, nic nie mogłem na to poradzić, taka przyszła mi myśl. Kiedy matka zamknęła drzwi, wybuchnęła płaczem: "To straszne, straszne...<br> <page nr=55><br> Adasia nie ma w domu, jest chory..." Znowu pomyślałem sobie coś śmiertelnego. "Co się stało?" "Zachorował psychicznie... Cały czas był zupełnie normalny, pracował, w ogóle nie wychodził