Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Korzystając z ciemności pociągnąłem go za rękę i szepnąłem do ucha:

- Tatusiu, warkocze Kryśki będą od dziś nietykalne...

- Obiecujesz?

- Jak babcie-drypcie - odrzekłem pragnąc nadać tej sromotnej bądź co bądź kapitulacji żartobliwy odcień.

Przyrzeczenia dotrzymałem i chociaż w inny sposób dokuczałem Krysi, nigdy odtąd nie szarpałem jej za włosy.

Miałem zwyczaj przed zaśnięciem porządkować w pamięci wrażenia z całego dnia: przyjemne określałem jako "szurki", przykre - jako "firki". W zależności od tego, które z nich przeważały, dzień zaliczałem do złych lub dobrych.

Tego wieczora okazało się, że "firków" było dwukrotnie więcej aniżeli "szurków". Jedna tyllco rzecz została nie rozstrzygnięta: nie wiedziałem, do
Korzystając z ciemności pociągnąłem go za rękę i szepnąłem do ucha:<br><br>- Tatusiu, warkocze Kryśki będą od dziś nietykalne...<br><br>- Obiecujesz?<br><br>- Jak babcie-drypcie - odrzekłem pragnąc nadać tej sromotnej bądź co bądź kapitulacji żartobliwy odcień.<br><br>Przyrzeczenia dotrzymałem i chociaż w inny sposób dokuczałem Krysi, nigdy odtąd nie szarpałem jej za włosy.<br><br>Miałem zwyczaj przed zaśnięciem porządkować w pamięci wrażenia z całego dnia: przyjemne określałem jako "szurki", przykre - jako "firki". W zależności od tego, które z nich przeważały, dzień zaliczałem do złych lub dobrych.<br><br>Tego wieczora okazało się, że "firków" było dwukrotnie więcej aniżeli "szurków". Jedna tyllco rzecz została nie rozstrzygnięta: nie wiedziałem, do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego