okiem, jak przy zakładaniu kroplówki manipuluje przy stelażu pielęgniarka, a potem manipulowałam już sama. Kropelki opadają kap, kap powolutku i opieszale i dokładnie im wszystko jedno, że ja już nie mogę, że się strasznie męczę, że mam już ich serdecznie dosyć. W zasięgu mojej ręki jest jednak przecież zawieszony na żyłce malutki regulatorek, którym umiejętnie pokręcając zamiast kap..., kap..., można spowodować kap, kap, kap, kap. Proszę, jak to obrazowo i do tego fonetycznie ten iście makiawelski wybieg opisałam. <br>Jechałabym tak na tym małym <orig>oszustewku</> do końca, ale z urodzenia nieufne białe wrony wyraźnie zaczęły mnie podejrzewać. Miały widać rozeznanie, co do