łąki z koszykiem jak Czerwony Kapturek. Zanosiłam mu żydowskie jedzenie, bo był już sam. Matka pochodziła z Działoszyna, przy niemieckiej granicy. Jej ojciec miał piekarnię i w czasie tamtej wojny robił dobre interesy z niemieckim wojskiem. Oni mu dawali mąkę, a on im chleb. Ojciec służył w rosyjskim wojsku. Na ścianie wisiała fotografia - ciemny mundur, ręka za pasem, wąsiki. Był bardzo cierpliwy, nie podnosił głosu, spokojnie wszystko przyjmował. Przychodził zmęczony, siadał przy stole i patrzył na nas. Matka krzyczała, dlaczego nic nie mówisz, dlaczego nie zdejmiesz pasa? Nigdy. Jego brat Mordche-Josef mieszkał w Częstochowie w alei Wolności, jeździłam tam na