do hotelu; w "Narodowym" mam znajomego portiera.<br>Prosto z baru udali się na Planty. Była godzina dziesiąta. Głównymi alejami różnorodny tłum posuwał się z wolna w obu kierunkach. Tu i ówdzie, szczególnie w miejscach mało oświetlonych i osłoniętych drzewami, spacerowały kokoty. Z daleka można je było poznać po krótkich sukniach, żakiecikach, papierosach, którymi zaciągały się szybko i nerwowo, po ich ruchach, staniu w miejscu i obracaniu się wkoło, wreszcie po czymś nieuchwytnym, .im tylko właściwym.<br>W kilkanaście minut później obaj pikole znaleźli się w hotelu. Gdy się Romek obudził, było zupełnie jasno. Na podwórzu hotelowym ktoś rąbał drzewo, na korytarzu słychać