gada,<br>a Bonja czuje, jak powoli<br>w sen nieuchronnie się zapada.<br>Dotąd puszczała mimo uszu<br>wszystkie retencje i protencje,<br>czekając niecierpliwie, kiedy<br>Levy okaże swą potencję.<br>Oszołomiona wciąż płynącą<br>rzeką terminów i cytatów,<br>myślała potem, pośród ziewań:<br>On chyba jakiś kołowaty!<br>Wreszcie straciła już nadzieję -<br>za oknem wstawał świt szarawy.<br>Ach! - wzdycha Bonja - żeby chociaż<br>ten stary pierdziel dał mi kawy!<br><br>Stoss dawno skończył już z Husserlem<br>i, rozwijając ogon pawi,<br>właśnie o wielkim swym odkryciu<br>już prawie śpiącej Bonjy prawi.<br>Teraz w niezwykłym podnieceniu,<br>ze sztucznej szczęki strasznym zgrzytem,<br>mówi, jak rozum starł na miazgę<br>i jak rozprawił się z