wycieczką pod chmury, wchodzi na plebanię. <br>Głosy obcych ludzi. Drzwi pootwierane. Sanitariusze. Odsłonili twarz Gerty, białą, że pytać nie ma o co. <br>Martwy proboszcz w swym fotelu, z głową wiszącą na piersi. Doktor przy telefonie. <br>- Niestety, Eminencjo... tak, zawał... Tym razem definitywny. Cud, że ksiądz proboszcz dożył tak sędziwych lat... Ależ, Eminencjo, to mój zwykły obowiązek... Z głębokim szacunkiem. - I odłoży słuchawkę. Teraz zaciąga zamek błyskawiczny swej torby. <br>Hans podszedł i pozdrowił go skinieniem głowy. Stanął przed nieboszczykiem i splótł ręce jak rano na cmentarzu. Żadnej myśli w głowie, tylko to zamilknięcie w obliczu kogoś, kto przestał być. Cofnął się. "Nie