Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
się już więcej. Póki będę w Jokohamie, postaram się telefonować do was co parę dni. Żegnajcie, przyjaciele...
Wyładowujemy bambusy. Fantastyczne pały o kilkunastocentymetrowej średnicy. Cały balkon zasypany. Kot obwąchuje je, kręci się i fuka, po czym rozkłada się na ich zalewanej słońcem obłości. Patrzy w oczy, mruczy, zdając się mówić: Bambusy moje. Bambusy OK.
Nocą mknę mocno zatłoczoną kolejką elektryczną Yokosuka Lane, znów na południe, do Fujimori - kolejne pożegnanie. W dłoni wypchana torba (magnetofon, kamery), nad głową gitara wyglądająca jak rozsypująca się beczka.
Późno. Bachus zdążył już zawładnąć synami samurajów. Potworne, niezrozumiałe zjawisko. Tabuny pijanych. Te same, tak dobrze, niestety, znane
się już więcej. Póki będę w Jokohamie, postaram się telefonować do was co parę dni. Żegnajcie, przyjaciele...<br> Wyładowujemy bambusy. Fantastyczne pały o kilkunastocentymetrowej średnicy. Cały balkon zasypany. Kot obwąchuje je, kręci się i fuka, po czym rozkłada się na ich zalewanej słońcem obłości. Patrzy w oczy, mruczy, zdając się mówić: Bambusy moje. Bambusy OK.<br> Nocą mknę mocno zatłoczoną kolejką elektryczną Yokosuka Lane, znów na południe, do Fujimori - kolejne pożegnanie. W dłoni wypchana torba (magnetofon, kamery), nad głową gitara wyglądająca jak rozsypująca się beczka.<br> Późno. Bachus zdążył już zawładnąć synami samurajów. Potworne, niezrozumiałe zjawisko. Tabuny pijanych. Te same, tak dobrze, niestety, znane
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego