Typ tekstu: Książka
Autor: Kołodziejczak Tomasz
Tytuł: Krew i kamień
Rok: 2003
równocześnie dłonią zbyt nisko zwieszoną świerkową gałąź. Zabita sarna ciążyła na ramionach, tego dnia polował dość daleko od swej kryjówki. Spieszył się więc, bo do zmroku musiał jeszcze ściągnąć skórę i wypatroszyć zdobycz. To zajmie trochę czasu, a chciał się dziś położyć nieco wcześniej. Jutro - skoro świt - wyruszał do Dabory. Banowi zostały dwa dni życia.
Mrok powoli spływał na ziemię, wieczorny chłód zaczynał atakować spocone, zmęczone ciało. Doron nie zwalniał jednak kroku, przeciwnie, przyspieszył nawet.
Jego miękki chód nie mącił spokoju drzew. Tu, u ich stóp, było cicho. To prawda, krzyczały ptaki, czasem odzywały się inne leśne stworzenia, ale Doron nie
równocześnie dłonią zbyt nisko zwieszoną świerkową gałąź. Zabita sarna ciążyła na ramionach, tego dnia polował dość daleko od swej kryjówki. Spieszył się więc, bo do zmroku musiał jeszcze ściągnąć skórę i wypatroszyć zdobycz. To zajmie trochę czasu, a chciał się dziś położyć nieco wcześniej. Jutro - skoro świt - wyruszał do Dabory. Banowi zostały dwa dni życia.<br>Mrok powoli spływał na ziemię, wieczorny chłód zaczynał atakować spocone, zmęczone ciało. Doron nie zwalniał jednak kroku, przeciwnie, przyspieszył nawet.<br>Jego miękki chód nie mącił spokoju drzew. Tu, u ich stóp, było cicho. To prawda, krzyczały ptaki, czasem odzywały się inne leśne stworzenia, ale Doron nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego