mnie początkowo, szukała wzrokiem przyczyny, która ją zatrzymała. Zacząłem bąkać jakieś serdeczne francuskie ekskuzy, kiedy cofnęła się o krok i krzyknęła:<br>- Jezus, Maria! To ty? Jakim cudem?<br>No, z pewnością nie była to już fertyczna blondyneczka z migdałowymi oczami, z rzęsami, na których można by płaszcz powiesić i z figurą Bardotki. Nadal była piękna i zmysłowa, choć minionych kilkanaście lat dawało się zauważyć w pewnych zaokrągleniach, kurzych łapkach przy oczach i farbowanych - choć ciągle na blond - włosach. Poznałem ją właściwie najpierw po głosie, potem do niego dopasowałem całą resztę.<br>- No, ja. I bez cudów. Ale jakim cudem ty tutaj?<br>- Poczekaj. Jesteś