straciłem głowę, sięgnąłem ręką jej piersi, wsunąłem dłoń pod staniczek i oczekiwałem strasznej reakcji: że mnie spoliczkuje, że zostanę wyrzucony i nigdy nie będę miał prawa przekroczyć progu apteki. <br>Ale nic takiego się nie stało. Baśka poddawała się moim pieszczotom w milczeniu. Zdumiałem się, że wszystko to tak łatwo przychodzi. Baśka, pod naporem moich pieszczot, najpierw cofnęła się lekko dotykając plecami oparcia kozetki, a potem powoli ułożyła się wygodnie na kozetce, tylko nogi pozostawiła spuszczone na podłogę. Zacząłem szybko, drżącymi palcami, niezgrabnie rozpinać jej bluzeczkę, całować piersi. Nachyliła się do mego ucha i szepnęła:<br>- Powoli, nie spiesz się, mamy czas, nikt