wjechał jeździec. Ubrany w krótki szary płaszcz spięty srebrną klamrą, obcisły <orig>wams</> i <orig>szaperon</> z długim, opuszczonym na ramię ogonem. <br>- Gdy słonko ponad wierzchołek tamtego świerka wyjrzy - przemówił donośnie przybysz, prostując na siodle karego ogiera postać bynajmniej nie stolinową - puszczę Belzebuba waszym śladem, szubrawcy. Tyle macie czasu, obwiesie. A że Belzebub jest chyży, doradzam bieg. A odradzam przerwy w biegu. <br>Obwiesiom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zemknęli w las, kusztykając, pojękując i oglądając się strachliwie. Belzebub, jak gdyby wiedział, czym bardziej ich nastraszy, nie patrzył na nich, ale na słońce i wierzchołek świerka. <br>Jeździec lekko popędził źrebca. Podjechał bliżej, z