przebyłem na kolanach, pełznąc między kępami dzikich wiśni i błyszczyka. Rozgarnąłem ostrożnie gałęzie i zobaczyłem, jak Kamyk bije się z pięcioma strażnikami naraz. Zupełnie dobrze sobie radził, nawet jeśli wiedziało się, że tamci mężczyźni walczą poniżej swoich możliwości, chcąc wziąć go żywcem. Nie myślałem, że potrafi poruszać się tak szybko. Blokował kolejne uderzenia, uskakiwał przed innymi, zadawał własne. Słychać było, jak walczący dyszą z wysiłku. Padały przekleństwa i groźby. Kamyk, otoczony luźnym kręgiem, zwijał się jak demon. <br>Tak bardzo pragnąłem mu wtedy pomóc, lecz cóż, pozbawiony broni, a do tego nieruchawy jak chrząszcz, mogłem jedynie patrzeć, czając się tchórzliwie wśród zieleni