się do nikogo w domu przez najbliższe dwa tygodnie. Bywał tak umęczony, że proces przeżuwania kartoflanych placków stawał się ciężką pracą. Zasypiał snem czarnym.<br>Klął potwornie słowami, których nauczył się od Grzesia szafującego hojnie budowlanymi określeniami, zdarzało się, płakał suchym, wewnętrznym płaczem.<br>Przychodziła stryjenka, biadoliła nad jego upadkiem i deklaracją. Być może, że dzięki jej cnotliwo-religijnym tyradom nawracały coraz rzadziej fale gniewu i rozgoryczenia, kiedy chciał rzucić wszystko do diabła. "Rzecz musi mieć sens, skoro budzi sprzeciw idiotów" - powtarzał w myśli powiedzonko Konstantego. Ojciec patrzył spokojnie sponad okularów, ciężkim, rozumnym wzrokiem.<br>Jurek przeklinał poranki, żegnał dni jak wrogów.<br>Ale wreszcie utarło