równie doniosłym, jak w swoim czasie decyzja porzucenia sklepu kolonialnego. W tym samym również czasie - miał podówczas trzydzieści jeden lat - założył rodzinę żeniąc się rozsądnie i praktycznie z niejaką panną Alicją Skorodyńską. Była to młoda dziewczyna, repatriantka z Ukrainy, gdzie rodzice jej, kresowi szlagoni, mieli drobny mająteczek w okolicach Białej Cerkwi. Ponieważ ojca straciła jeszcze w czasie wojny, a z matką, ofiarą tyfusu, rozstała się na zawsze na pogranicznym punkcie repatriacyjnym, w Warszawie znalazła się zupełnie samotna i bez środków do życia. W małżeństwo z początkującym adwokatem, starszym od niej o dziesięć blisko lat i mało atrakcyjnym jako mężczyzna, nie włożyła