Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
by pomyślał, że wyrośniesz na takiego ładnego chłopca...

Na obiad, zgodnie z obietnicą Kazi, były same słodkie potrawy. Nie powiem, żebym był tym zachwycony. Pod koniec obiadu już mnie mdliło. Teraz gotów byłbym jeść nawet znienawidzone mielone kotlety z marchewką.

Po obiedzie, gdy siedzieliśmy na werandzie, zjawił się wędrowny handlarz-Chińczyk. Rozwinął pękaty tobół i rozlożył na ziemi chińskie jedwabie. Mówił łamanym językiem. Kazia oglądała wszystkie materiały po kolei.

- Czy mi w tym do twarzy? - pytała zarzucając jedwab na ramiona, po czym targowała się do upadłego.

Nie mogła zdecydować się, który jedwab kupić. Najchętniej pewno kupiłaby wszystlkie.

Podczas tych targów przekomarzała
by pomyślał, że wyrośniesz na takiego ładnego chłopca...<br><br>Na obiad, zgodnie z obietnicą Kazi, były same słodkie potrawy. Nie powiem, żebym był tym zachwycony. Pod koniec obiadu już mnie mdliło. Teraz gotów byłbym jeść nawet znienawidzone mielone kotlety z marchewką.<br><br>Po obiedzie, gdy siedzieliśmy na werandzie, zjawił się wędrowny handlarz-Chińczyk. Rozwinął pękaty tobół i rozlożył na ziemi chińskie jedwabie. Mówił łamanym językiem. Kazia oglądała wszystkie materiały po kolei.<br><br>- Czy mi w tym do twarzy? - pytała zarzucając jedwab na ramiona, po czym targowała się do upadłego.<br><br>Nie mogła zdecydować się, który jedwab kupić. Najchętniej pewno kupiłaby wszystlkie.<br><br>Podczas tych targów przekomarzała
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego