powrotem. A wszystko i tak w końcu szło do kieszeni Hilewiczów i Finkelsteina, głównego kapo. Matkę wzięli do szwalni, gdzie czyściło się i łatało zakrwawione mundury, a ja z ojcem w kamieniołomie nosiliśmy z miejsca na miejsce kamienie. Przyjeżdżali tam z Krakowa zakładnicy, pod brezentem, ciężarówkami, patriotyczne pieśni śpiewali. Na Chujowej Górce kazano im się rozbierać i scharffuhrer z automatu strzelał. Przychodził dentysta ze słojem na mostki i korony, a my przynosiliśmy żydowskie meble ze składu. SS-man polewał benzyną, ogień palił się trzy, cztery godziny. Jeśli któryś z zakładników okazał się obrzezany, to do niego nie strzelali, tylko zabierali go