do wyjścia, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia rozradowanej gawiedzi. W drzwiach jednak zatrzymał mnie jakiś osobnik o ospowatej twarzy, odciągnął na stronę i podsuwając jakiś papier, powiedział:<br>- Trzeba tu pokwitować odbiór.<br>A gdy, pośpiesznie złożywszy swój podpis, znów rzuciłem się do ucieczki, krzyknął za mną zniecierpliwionym głosem:<br>- Halo! Chwileczkę! Masz tu jeszcze gwarancję!<br><br>Wracałem do domu w stanie skrajnego upodlenia, w kółko przeżywając ostatnie chwile minionej właśnie imprezy.<br>Oto, gdy najgorsze było już właściwie za mną, gdy - jakimś niepojętym cudem - wyszedłem z opresji w miarę obronną ręką, padł cios, jak gdyby już po gwizdku, który powalał mnie na deski