róż, rozwłóczona słoma. Mimo woli przypomniały się Marcie znamienne słowa, czyjeż to, chyba Słowackiego? A jednak szkoda róż. Zawsze szkoda, także w czasie wojny, tyle że nikt nie chce tego zrozumieć. A jeżeli nawet rozumie, nie przyznaje głośno.<br>Gwar. Mundury, ordery, zapach ludzi, zapach skóry. Przyczłapał z czworaków pan Oleś. Ciekaw obcych, wdawał się z lotnikami w pogaduszki, namawiał do kart. Nie minęło wiele, a głosił, że radzieccy lotnicy niczym właściwie nie różnią się od carskiej gwardii. Tamtą pamięta dobrze, niejedną butelkę wytrąbił w młodości z oficerami, zna się na rzeczy. Chwycił Surmę za rękaw, zaciągnął w kąt jadalni:<br>- Wie kuzyn