latające ryby, które, niestety, dopisywały jedynie w pierwszej części podróży. To "łowił" między nami, nie odbierając mu iluzji, znaczyło: zbierał ryby, które opadały nocą na pokład jachtu. W ciągu dnia bowiem zazwyczaj bywałem szybszy od niego i zdążałem łapać trzepiące się na pokładzie dzieci oceanu, zwracając je ich słonej krainie.<br> Co jadł? Jak przystało na amerykańskiego kota, nowojorczyka, jadł, będąc nieco snobem, jedynie friskies - kocie sucharki specjalnie produkowane dla kotów. Wierzcie lub nie, nie ruszał jajek czy ryb z puszek, sera i innych u nas w Polsce przysłowiowych frykasów. Czasem, może przez grzeczność, łaskawie spijał kilka łyżek mleka skondensowanego. Kilka, łaskawie. Jeśli