karoserię zmywa zapewne szamponem Yardleya dla jasnowłosych.<br>Przystaję przy nim, bo znamy się już nie tylko z widzenia.<br>Postarzały łysoń o dziecinnych wargach i soratejsko kiłowatym nosie kłania się, rozkłada ręce w bezradnym smutku.<br>- Dzień dobry panu, panie adiunkcie. - Dzień dobry - odpowiadam. - Dzień dobry, mój drogi. Ma pan smutne oko. Co słychać? - Niby gra.<br>- Co znaczy: niby? - Nie powiem, kochany, bo ogólnie biorąc gra.<br>Ale zarazem, równocześnie, proszę pana, coś gdzieś podzwania. Taki maluśki, srebrny jakby, paskudny dzwoneczek. Drapie po uszach, po sercu.<br>- Jaki dzwon eczek? - dziwię się.<br>- Tego jeszcze nie było! Gdzież on dzwoni? - Tajemnica, panie - łzawią sarnie oczy. - Tajemnica