Ale ona szła uparcie przy nas, czasem tyłem, kołysząc dziecko i starała się chwycić ojca za rękę.<br>- Panie profesorze, wszystko powiem z rączki!<br>Dopiero kiedy mijaliśmy ostatni wóz, przy którym stało dwóch Cyganów - jeden stary, w białej koszuli i żółtej kamizelce, z brodą i w czarnym kapeluszu - odeszła. Ten stary Cygan coś do niej krzyknął po cygańsku, a do nas uśmiechnął się - błysnęły białe zęby: - Dzień dobry, dzień dobry! - powiedział, jakby ucieszył się na widok znajomych.<br>- Do wsi daleko? - zapytał ojciec, a wtedy obaj zaczęli powtarzać jednocześnie: - Blisko, blisko. Niedaleko.<br>Obejrzałem się, kiedy odeszliśmy kawałek: na tle zieleni widać było żółtą