jadą. Vittorio siedział na samym tyle, gapił się na <orig>zaledowaną</> szybę pustym wzrokiem, zapewne pogrążony w ciężkim zaślepie. Marina też jakby wyślepiona: rzuciwszy torby pod siedzenia, zwinęła się na wpółobróconym fotelu w embrion, kolana pod brodę, głowa opuszczona, zupełnie nie po Marinowemu. Nicholas przeraził się, że to znowu kryzys osobowości. Czy płacze? Wcześniej chyba płakała. <br>Usiadł obok niej, ostrożnie dotknął barku, obojczyka, policzka. <br>- Co? <br>- Jasa mi zabili - wyrzuciła z siebie na urywanym oddechu. - Wszystkie moje dzieci... <br>- Marina, ty przecież... <br>- ...nie żyją. <br>Przytulił ją niepewnie. <br>- Będziesz miała następne, stać cię. <br>Lucyfer chichotał mu do lewego ucha. <br>*<br>Podczas jazdy miał czas dokładnie obejrzeć