rówieśników, najczęściej tak jak ja osieroconych, ale już nie samotnych, a także - sto dni podróży, tysiące mil, a zawsze i nieodmiennie moi wierni druhowie - Felek i Albin,<br>i naraz usłyszałem miękki odgłos, i spojrzałem za siebie, ku rufie, i zobaczyłem wyżej, na zwojach lin, tych dwoje: panią redaktor Jiinę-Georginię-Dalię i pana profesora Henryka, zanurzających się w mgłę jak w puchowe łoże, położyli się tam niby wśród dobrze natrząśniętych poduch i nim przykryła ich aż po szyje pękata mleczna pierzyna, zdążyłem jeszcze ujrzeć kształtną postać, ciężkie pełne piersi, ustępujący miękko wypukły brzuch, doskonałe w swojej krągłości biodra i pulchne uda