Mister Marlington, niewidoczny w obłokach spowijającego go dymu, jak masywna, stukilowa pytia, ciągnął spokojnie dalej:<br>- Jakeśmy to przed chwilą ustalili, każdy z nas pięciu, o jednej i tej samej godzinie, to jest mniej więcej około godziny dziewiątej rano, odebrał wizytę dwóch delegatów miasta żydowskiego z jedną i tą samą propozycją. Delegaci poinformowali nas, że dwóch spośród nich udało się do pana, jako do osobistości mającej w tej sprawie głos poniekąd decydujący. Czyżby ich pan nie przyjął?<br>Swawolne smugi dymu zawisły nad fotelami pięcioma znakami zapytania.<br>Z fotela mistera Dawida rozległ się opanowany bezbarwny głos:<br>- Istotnie, była u mnie taka delegacja. Nie