Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Rzeczpospolita
Nr: 09.04
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2004
to dwie minuty. Wzięli mnie za ręce, nogi i jako rannego zanieśli do karetki.
Podbiegła do mnie pani lekarz. A tam, wokół nas, było piekło. Obejrzała mnie, zobaczyła, że nie mam ran postrzałowych. Wszystkie, które odniosłem, były wynikiem upadku. Prawdopodobnie stratowali mnie ludzie uciekający spod ognia. Chyba mam pęknięte żebro. Dochodziłem do siebie kilka chwil i zaraz, z powrotem, pobiegłem pod szkołę. W tym czasie zobaczyłem, że wynoszą tych, którzy dostali odłamkami i zabłąkanymi kulami. Byli to ludzie z tłumu, w którym stałem.
Moim zdaniem szturm był wcześniej przygotowany. Od samego rana widziałem przegrupowujące się służby specjalne, wojsko. Nasi przyjaciele z Federalnej Służby
to dwie minuty. Wzięli mnie za ręce, nogi i jako rannego zanieśli do karetki.<br>Podbiegła do mnie pani lekarz. A tam, wokół nas, było piekło. Obejrzała mnie, zobaczyła, że nie mam ran postrzałowych. Wszystkie, które odniosłem, były wynikiem upadku. Prawdopodobnie stratowali mnie ludzie uciekający spod ognia. Chyba mam pęknięte żebro. Dochodziłem do siebie kilka chwil i zaraz, z powrotem, pobiegłem pod szkołę. W tym czasie zobaczyłem, że wynoszą tych, którzy dostali odłamkami i zabłąkanymi kulami. Byli to ludzie z tłumu, w którym stałem.<br>Moim zdaniem szturm był wcześniej przygotowany. Od samego rana widziałem przegrupowujące się służby specjalne, wojsko. Nasi przyjaciele z Federalnej Służby
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego