ją ci, którzy przyjechali na początku lat 90., by zrobić tu interes. Ich śladem ruszyli ludzie zwabieni opowieściami o dobrobycie. <br><br>Ojciec Edward Osiecki, werbista, duszpasterz warszawskich Wietnamczyków, wspomina jednego ze swoich prawie 400 podopiecznych, Thana, który za każdym razem gdy był pytany, dlaczego wyjechał z domu, odpowiadał krótko: za chlebem. Duchowny nie odpuszczał i drążył dalej. I dopiero wtedy usłyszał, że gdy władze zamknęły we wsi kościół, Than zorganizował mszę u siebie w domu. Trafił do więzienia, stracił pracę i nigdy już jej nie znalazł. - Proszę sobie wyobrazić, że po tym wszystkim nadal nie rozumiał, że był prześladowany - mówi Osiecki. - Bo