na ławie leżała, zabiera. Nic Sobanek na to nie powiedział, tylko wychodzi za nim popatrzeć, co z tego będzie. A płanetnik siadł na skale, nogi sobie skórą ową owinął i bretnalem*, co go z podcienia wyciągnął, kierpce* sobie szyje.<br>I tak gada: <br>- Świeć, miesiączku, świeć, abym sobie piękne kierpce wyszykował. <br><br>- Ejże - odezwie się naraz Sobanek - a kto ci dał skórę na te kierpce?<br>- Nie gniewajcie się, gazdo. Potrzebne mi są, bo w drogę się wybieram. Już mnie moi wołają. A za waszą gościnę postaram się wam odwdzięczyć. <br>Nazajutrz zaczął padać śnieg. A płanetnik posmutniał, jeść nie chciał, tylko coraz ku Orawicy