chodzi mu o czas dzielący nas od ostatniego sprzed lat spotkania, nieskładnie, bo już przełażąc przez ściankę uruchomianej i drżącej nierówno szkatułki: Nie do przeliczenia, Galileuszu. Podobne do epok, <page nr=9> a było ich kilka i każda z każdą jak ogień z wodą, ja między nimi bezbronny. Jeśli wytrzymałem, to dzięki tobie, Galileuszu.<br>Reakcja na te moje wyznania była niema, podbudowana skromnością, i czasu na to nie było. Włączone motory, podnosząc ogłuszające łomotanie, wzniecały wiatr o sile trąby powietrznej. Zdążył jeszcze musnąć mnie dłonią; co miało znaczyć: porozmawiamy potem, teraz - widzisz - i zapraszam na małą przejażdżkę, odnawiając nasze dawne zabawy.<br>Później, za każdym