ją coś z chłopcami w kombinezonach i z opaskami na ramieniu.<br> Niemcy schodzili po schodach bezszelestnie. Byli bardzo młodzi, smukli, bez reszty przerażeni. Trudno było zresztą określić, jak wyglądali. Moment tylko, gdy wbiegli do dworu, a teraz ciemno, nie ma się jak przyjrzeć, pomyślała Marta.<br>W jadalnym czekali na powrót Hani. Oczy wlepione w drzwi. Ogień syczał, rozpalił się od jednej zapałki. Lepiej było przy ogniu niż kulawej dziewczynie nocą w parku z tamtymi. Ciepło, grzeje, jakby nic się nie działo. Czas ciążył. Nie słychać strzału, który oznaczałby śmierć Hani. Można jednak po cichu, zwyczajnie udusić czy pchnąć sztyletem. Oni wszyscy