odwrócone do góry plecy ludzkie i, bawiąc się naganem, przystąpił do badania:<br>- Jak się nazywasz?<br>Chory wpatrywał się w niego ciągle, żarłocznie, jak ryba wyrzucona na brzeg, łykając powietrze.<br>- Gdzie jestem? - wyrzęził wreszcie z wysiłkiem. - W Paryżu, synku, w Paryżu. Nie w Moskwie <page nr=204>.<br>W Paryżu, u białych. Przed trybunałem wojennym Imperium Rosyjskiego. Wiesz już teraz, gdzie?<br>Chory przymknął oczy, widocznie zbierając myśli. Po długiej pauzie zapytał cicho, z wyrazem śmiertelnego znużenia:<br>- Czego ode mnie chcecie? Jestem zadżumiony. - To, bratku, nie ma tu nic do rzeczy. Myślicie, że jakeście zadżumieni, to już nie ma na was sprawiedliwości, rzezimieszki. Figa! Potańcujesz, bratku, jeszcze ździebko