do owego wysokiego człowieka, który otwierał drzwi, zapewne gospodarza lokalu. Panowało dziwne milczenie, jakby ludzie uważali, by nie pozostawić tu niczego, nawet słowa, poza swoją przelotną obecnością. Od drzwi zabrzmiało pukanie i dzwonek. Zgromadzeni spojrzeli po sobie: Jerzy poznał z jakiejś fotografii Nałkowską. Ten pan z lewej strony to Karol Irzykowski... Nowi przybysze byli już w drzwiach. Pięćdziesięcioletni, na oko, mężczyzna wszedł pierwszy. Witał się z ludźmi jak z dobrymi znajomymi, przystawał o coś pytając. Towarzysz jego, tęgi czterdziestolatek, utykający na nogę i wyposażony w charakterystyczną laskę z gumowym napięstkiem, usiadł przy drzwiach jak wartownik.<br>Jerzy zauważył, że Żaboklicki ukłonił mu