Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Tekla przybiegła po mnie późnym wieczorem, gdy już deszcz ustał. Szliśmy po kałużach i błocie przez ulicę tonącą w mroku. W oddali migotała samotna latarnia.

- Nasza pani i pan Jurczenko pojechali przewodzić Annę Stiepanownę na stancję - mówiła Tekla podnieconym głosem. - Oj, Adasieczka, co to było! Pani Kawrygina płakała... Krysia płakała... Istna Sodoma i Gomara. Doktora Rybińskiego trzeba było wołać, bo u Anny Stiepanowny zrobił się histeryczny przypadek. Całe ręce sobie pogryzła, biedaczka. Obiadu nikt nawet nie tknął, jeden tylko pan Jurczenko... A Sierioża dostał ikoty. Wodę mu dawali do picia i cukier, a on czkał, czkał ze dwie godziny. O mało
Tekla przybiegła po mnie późnym wieczorem, gdy już deszcz ustał. Szliśmy po kałużach i błocie przez ulicę tonącą w mroku. W oddali migotała samotna latarnia.<br><br>- Nasza pani i pan Jurczenko pojechali przewodzić Annę Stiepanownę na stancję - mówiła Tekla podnieconym głosem. - Oj, Adasieczka, co to było! Pani Kawrygina płakała... Krysia płakała... Istna Sodoma i Gomara. Doktora Rybińskiego trzeba było wołać, bo u Anny Stiepanowny zrobił się histeryczny przypadek. Całe ręce sobie pogryzła, biedaczka. Obiadu nikt nawet nie tknął, jeden tylko pan Jurczenko... A Sierioża dostał ikoty. Wodę mu dawali do picia i cukier, a on czkał, czkał ze dwie godziny. O mało
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego