powstaniu rządu Mazowieckiego, a nawet jeszcze trochę później mój stosunek do komunistów usadowionych we władzach i w mediach był zdecydowanie pobłażliwy, zgoła ewangeliczny. Pisywałem wówczas felietony do Tygodnika "Solidarność". W jednym z nich posunąłem się do czegoś, co wielu ludzi uznało za wybryk szaleńca: wziąłem w obronę telewizyjną dziennikarkę panią Jakubowską, która popadła właśnie w jakiś konflikt z przedstawicielem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (tego solidarnościowego). <br><br>Ale to nie był wyskok. Mój ówczesny pobłażliwy, zgoła ewangeliczny stosunek do ludzi starego porządku wynikał z mego przekonania, iż są to ludzie przegrani, ludzie marginesu, ludzie, ktorzy już się nie liczą, ludzie, którzy już nie będą