lekkie łzy.<br>- Nie chcę-mówił i patrzył obojętnie na spłukane deszczem lustro z pierwszego piętra wiszące wśród ruin. - Chodź, Dawidek, spodnie ci za to uszyję. Ładne, cajgowe.<br>- Na szelki czy na pasek? Na pasek, Jankiel, na pasek! - Niech będzie, grzeczny chłopczyku, a poczytasz troszkę list mojej Eli? Ostami raz proszę. - Jankiel sztywno sięgał po jego twarz zgrubiałymi rękami o pokłutych, czarnych palcach.<br>- Już nie chcę - mówił. - Nie, nie - i uciekał pod stajnię Mordchaja, a stamtąd na przełaj gruzami biegł na Waliców do kuchni gminnej, mijając legowiska wysiedleńców.<br>Długi Icchok opuścił już wtedy stajnię, przegnany przez furmana w przeddzień Zielonych Świątek, kiedy