dotykać, jak ją pieścić, aby sprawić jej rozkosz. Jego młode umięśnione ciało, jego gładka skóra wprawiały ją w nieznane podniecenie. Pragnęła tego mężczyzny całą sobą, a kiedy go w sobie poczuła, odebrała to jak wstrząs. To było takie mocne. Nie przypominało spokojnej, niemal lirycznej miłości, do jakiej ją przyzwyczaił Tadeusz. Jarek wdzierał się w nią z taką siłą, że opanowana nagłym strachem poczęła się przed nim bronić. Był tak bezwzględny w swojej potrzebie dotarcia do niej gdzieś najgłębiej, był niemal okrutny. Odczuwała ból, ale traktowała go jak część aktu oddania, nierozerwalnie powiązaną ze wszystkimi innymi uczuciami, ponad którymi dominowała rozkosz. Po