Stefek wyłamywał palce. <br>- Raz to tu chodziła po kuźni i tu, i tam, a jak zobaczyła, że ja go zapomniał schować i leżał on na oknie, dawaj, ogląda go z wierzchu i od spodu, aż wreszcie mówi: "Sprzedaj mi go". Ja nie. "Dam ci pięć złotych". Ja nie i nie. Jaśnie panienka mi obiecuje to i owo, ja zawdy nie. Aż na końcu, jak mi dała zegarek, to ja i nie strzymał. <br>Hubert mało słyszał z tej przemowy. <br>- Słuchaj, Stefek - powiedział. - Jak będzie niedziela, to przychodź po mszy do Białego Domu. Wiesz? <br>- Wiem. <br> - Dam ci książkę, a może i co więcej