zadąsane pomiędzy czarne grządki wierszy. Towarzysz Lecoq odłożył książkę i zapatrzył się w sufit.<br>Skądś, z lustra pamięci, jak spóźnione odbicie, wynurzyła się smagła, ochłostana wiatrami twarz, odebrzmiały słowa proste, uśmiechnięte: "Wytłuką, to wytłuką dziesięcioro chłopa. Zawsze co dziesięciu, to nie cała komuna. Spróbować trzeba".<br>Towarzysz Lecoq uśmiechnął się: ambicja? Junactwo? Czy też doprawdy taka zapamiętała miłość komuny?<br>Spotykał się z tymi ludźmi co dzień, od lat, twarzą w twarz, jeszcze na uniwersytecie, gdy zakopany w książkach syn zbiedzonego nauczyciela gimnazjalnego biegał ze studenckiej garkuchni na zebranie sprawdzać na realnym przykładzie czarne cyfry statystyk <page nr=177>.<br> Nauczył się patrzeć w te oczy, odcyfrowywać