znudzenia rżniętej w latach pięćdziesiątych piosence. Popołudnie. Trochę jaśniej. Zjadłem, wypocząłem, zajodynowałem.<br> Dalej w górę. Nie bagatela, rzecz idzie o tydzień, o siedem dni życia. Tyle bowiem stracę, jeśli będę żeglował bez foka, zwłaszcza bez genui. Siedem dni letargu `a la cyborg mrożony, moczony, bity etc. czy siedem dni w Kalifornii. Może nawet z Krystyną.<br> W górę rurą masztu.<br> Śruby.<br> I ani centymetra wyżej.<br> Koniec, kropka, zesłabłem, drżą mi łapy. Po prostu brak sił. Ale wleźć trzeba. Jeśli cofnę się na saling, nie dam rady po raz drugi podciągnąć się te trzy metry po gładkim aluminium. Stracę dzień i noc, masę