wyjścia. W chwili, gdy mijał leżącego na wozie Banasika, ten niespodziewanie podniósł głowę, wydął policzki i z wyrazem obrzydzenia oraz zaskoczenia na twarzy rzygnął przed siebie. Nie zdążył nawet rozłożyć foliowej torby. <br>- Pierdolona, majona wódka - wymamrotał, ocierając rękawem zarzygane usta. - Nigdy więcej nie wypiję... pewnie na <orig>karbicie</> pędzona... na <orig>karbicie</>... Kanonier Maciąg odruchowo odskoczył w bok, co uchroniło go od pokrycia pucowanych przed wyjściem do dziewczyny butów warstwą różnobarwnego haftu. Pech chciał, że krzywo stanął na butelce po piwie. Zachwiał się, zatrzepotał rękoma, lecz nie mogąc złapać równowagi, runął na ziemię między dwa wozy. Chlebak wypadł mu z ręki, otworzył się