z kantyny.<br>- Obawiam się, że moi chłopcy nagabują panią bez umiaru - odezwał się szpakowaty mężczyzna. - Pani pozwoli, major Kwilecki jestem. Rozbisurmanili się. Żółtodzioby. Zielono im w głowie. Pani zapewne wprost z Kazachstanu? Poszukuję żony i synka. Daj Bóg, zetknęła się pani z nazwiskiem Kwilecka? Irena Kwilecka. Z Łucka rodem? Niestety... Kogokolwiek pytam, nikt nic nie wie.<br>- Och, Polaków w Kazachstanie jeszcze całe mnóstwo. Ciężko tam, bo ciężko, ale żyć się da. Kto wie, czy nie lepiej niż tu, na południu. Myślę oczywiście o bawełnianych kołchozach, a nie o naszym wojsku. Kazachstan wcale nie najgorszy. Niech się pan nie martwi, na pewno