można chodzić - usłyszał i machinalnie zwrócił się w stronę, z której dobiegł głos.<br>Na ławce obok siedział mężczyzna. Głowa odchylona lekko do tyłu, noga na nogę założona, palce, za bardzo białe, w kolorze mąki prawie, bębniące po listwie ławki. Zaczęli się sobie przypatrywać. Na oko dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem lat. Koleś sprawiał wrażenie pewnego siebie, rozwalił się na tej ławce, jakby siedział na zalanym słońcem tarasie w ekskluzywnym kurorcie, a nie w ulewie w zdziczałym parku. Chudy był, kościsty nawet, a po sposobie unoszenia głowy było widać, że musi się garbić. Zygmunt postanowił go olać. Nic wielkiego się przecież nie stało