żaden samochód nie zajechał, ucichł nawet głosik pani Zosieńki, widać pogodziła się z panem Dąbrowskim, każdy oczekiwany kwadrans był ciężki jak uderzenie młota. Marceli Hromadko wstał z miną człowieka, który postanowił dokonać czegoś niezwykłego, wydobył szklanki z szafy, wyszedł je umyć, potem postawił sagan wody na maszynce w kancelarii, a Kowalik i Kawiarz zazdrościli mu skrycie tego zajęcia. Hromadko nasypał gruzińskiej do szklanek, zalał wrzątkiem, podsunął torebkę z cukrem kolegom. Herbatę pili powoli, zapalili kolejne papierosy, trwali w milczeniu, jakby powiedzieli już wszystko, co było do powiedzenia, a powieki opadały im jak liście zwarzone mrozem.<br>- Czternasta - odezwał się nagle podporucznik Hromadko